Potrafię zadecydować, że nie chcę się martwić.
Potrafię pomyśleć, że bez Wyspiarza byłoby smutno.
Potrafię dostrzec, że wspólny czas do tej pory wcale nie był trudny.
Nie potrafię nie zazdrościć.
Ostatnio znowu urodziły się dzieci. Dwójeczka nieplanowanych, idealnych, trzecich dzieci. "Ojej, ojej, a my nic nie mamy, bo my wszystko już wyrzuciliśmy i oddaliśmy, a tu niespodzianka" i jeszcze: "Z downem to bym zniosła, ale te wszystkie autyzmy...".
I są nadal takie wieczory, gdy w zetknięciu z ludźmi o życiach doskonałych, moją Wyspę ogołaca sztorm.
Wszystko mam już poukładane, doniczki poustawiane, lampioniki świecą przy altanie i widzę przyszłość swoją w kolorach nieciemnych, a tu nagle przejdzie mi po piachu taka, co to z downem dziecko by zniosła (a która oczywiście znosić nie musi, bo urodzi zdrowe nieplanowane) i łup! Stoję na gołych kamieniach, a mewy na mnie srają.
Ale generalnie progres jest i wino różowe.
Salut!
"Aż tu wielki grad wybił co mógł
Ziemię zmył nagły skok wód
Wyspa znów z nagiego piasku jest."
/Perfect, "Wyspa, drzewo, zamek"/