czwartek, 31 października 2013

Nikt nie jest...

...idealny. Niby jasne, ale dobra nowina to to nie jest. Jedno z dzieci jest Wyspiarzem, drugie też wymaga terapii... Nie sądziłam. Pocieszałam się, że chociaż jedno jest zaczarowane, to drugie jest bezproblemowe. Otóż dupa. Dzisiaj mi się chce wyć. Głupotą jest mierzyć swą wartość "jakością" potomstwa, ale mądrość to przywilej dla nielicznych. Nadszedł czas, by zorganizować sobie życie od dzwonka do dzwonka. Wstawać na dzwonek, myć na dzwonek włosy, paznokcie piłować, zrobić śniadanie, pranie. Na gwizdek jazda do przedszkola, na rehabilitację, do logopedy, na basen. Na komendę ćwiczenia logopedyczne, ćwiczenia ruchowe, motoryka mała, odwrażliwianie przedsionkowe, konwergencja gałki ocznej, stymulacja stóp, uruchamianie blizny, wygaszanie odruchu ssania, wzmacnianie napięcia mięśniowego... Słońce pięknie świeci, ale nie może przebić sie przez kurz na szybie. Życie jest podobno piękne, ale go nie widzę. Tkwię za lustrem weneckim...

wtorek, 29 października 2013

Jadę autem...

...i słucham radia. Słucham tekstów pieśni. Ze zrozumieniem. Aż boli. O czym Ci ludzie śpiewają? O czym Ci ludzie słuchają? Że się obudził obok jakiejś dziewczyny, że nie wie gdzie śpi i wiatr go niesie, że jest smaczną gruszką lub że kiedy o nim myśli, to się dotyka... Jaki procent ludzi odbiera świat z takiej perspektywy? Naprawdę większość? Nie wierzę. Kiedy patrzysz na cierpienie dziecka, na śmierć rodzica, kiedy tracisz rodzinę, walczysz o zdrowie, walisz głową w ścianę rzeczywistości a plany, marzenia i ideały roztrzaskują się jak samochodowa szyba - nie myślisz o takich bzdurach. No, nie myślisz. Wkurzają takie idiotyzmy. Już wolę moją wyspę, na której doceniam każdy przejaw życia. Tu nie ma bzdur. Tu jest rehabilitacja i nauka samodzielnego picia. Nic nie jest oczywiste i nic mi się nie należy. Wolę ją. Tę Wyspę. Ale chciałabym nie woleć. Chciałabym jej nie znać. Na wartość trzeba sobie zacierpieć.

poniedziałek, 28 października 2013

Jest taki gen...

... który odpowiada za ilość neuroprzekaźników w mózgu. Można mieć ich więcej, można mieć ich mniej. Wtedy jest się bardziej lub mniej odpornym na szczęście. Kiedy się o tym dowiedziałam, trochę mi ulżyło. Nie musiałam czuć się winna, odpowiedzialna za tego robala, który od lat drąży mi dziurę w głowie. Pozytywne myślenie, pozytywna energia, pałer, moc i wykop - to mnie nie dotyczy. Ja mam mózg oporny na te odpustowe świecidełka. Łykam sobie zatem moją fluoxetynę i ustawiam poziom odporności na wszechobecną smajlowość. Miligramy przerabiam na milimetry uniesienia kącików ust. I jest ok. Jest poziom optymalny. Spodziewałam się po mojej Wyspie czegoś gorszego. Domu bez klamek, krzyków, kup na ścianach, wycieńczenia i Końca. Po raz kolejny przekonuję się o tym, że lepiej spodziewać się najgorszego. Moja Wyspa ma jednak kilka plusów. Kiedy opłaczesz czyjąś śmierć, a on wróci, to jesteś szczęśliwy, nawet gdy wrócił bez nogi, bez rozumu, bez pamięci. Na mojej Wyspie rosną jagody. Maleńkie. Ale rosną.

niedziela, 27 października 2013

Można...

... żyć na wulkanie. On sobie śpi, a ja sobie żyję. Chodzę po nim, czuję jego pochrapywanie, ale staram się o tym nie myśleć. To prawdziwa szkoła życia dziś. Życia w godzinie, w minucie, w sekundzie. Dziś mój wulkan spał jak zabity. Prawie mogłam uwierzyć, że go nie ma. Mam jednak sygnały z innych, wulkanicznych wysepek w okolicy. Tu i ówdzie - eksplozje. Na kogo wypadnie, na tego lawa.

czwartek, 24 października 2013



Obudziło mnie uderzanie tratwy o brzeg.
Dopłynęłam.
Postawiłam stopy na piasku. Co za ulga...
Nienawidzę tej Wyspy z całego serca!
Dopłynęłam jednak. Musiałam na to pozwolić.
Jak tu cicho... Kto by pomyślał, że to uśpiony wulkan...
To, od teraz, mój dom.