środa, 3 lutego 2016

Cztery lata minęły.
Cztery lata od kiedy statek, płynący na szczęśliwy ląd, popłynął dalej beze mnie.
Na Wyspie jestem od jakiegoś czasu i przyznam, że zaczynam znowu mieć to podstępne wrażenie.
Znowu zaczynam mościć się w teraźniejszości i odczuwać niebezpieczne, kuszące, rozkoszne złudzenie stabilności. Przepyszne poczucie kontroli nad swoim życiem.
Niedobrze.
Pamiętam jak to jest, gdy okazuje się, że kontroli brak.
Lepiej nie pozwalać sobie na tę ułudę.
Lepiej trwać w stanie oczekiwania i wdzięczności za drobiazgi.
A zatem młotki w dłoń i rozbijamy złudzenia.
Nic nie jest oczywiste.
Nic nam się nie należy.
Każdy wdech jest darem.



wtorek, 12 stycznia 2016

Co jakiś czas pojawia się nowe zagrożenie.
Nad Wyspą zbierają się ciężkie chmury.
Jakiś czas temu wpadłabym w rozpacz i pozwoliła, by głowa tkwiła w tej chmurze, jak strusiny łeb w piasku.
Doświadczenia życiowe zmieniają jednak człowieka.
Dziś bowiem, postanawiam się nie martwić tym, co nie jest pewne.
Oznacza to oczywiście co najwyżej tyle, że martwię się trochę mniej, ale jednak jest to ogromna różnica.
Potrafię zadecydować, że wolę się nie męczyć.
Siedzę sobie na tej Wyspie jak Scarlett O'Hara i odkładam zmartwienia na jutro.
Polecam.

środa, 6 stycznia 2016

Z Wyspy trudności stałego lądu wyglądają inaczej. Inaczej niż ze stałego lądu.
Fakt, że nie zabraliśmy na Wyspę telewizora, to plus.
Jesteśmy niezainfekowani. Na stałym lądzie stale panoszą się jakieś wirusy, które zmuszają ludzi do robienia czegoś, kupowania czegoś, pragnienia czegoś, wyśmiewania czegoś lub zachwycania się czymś. Do nas te choróbska nie docierają. Albo docierają rzadziej. I gdy dopływa do nas jakaś pogięta gazeta, z twarzami, biustami i ustami, to nie wiemy kto to.
Dobrze jest nie wiedzieć o głupotach.
Tymczasem na Wyspę spadł śnieg, a na silniku motorówki, między świecami, zamieszkało jakieś zwierzę.
I to jest news, który nas porusza.

niedziela, 3 stycznia 2016

Uczciwie.
Czy gdybym wiedziała, że jedyny brat mojego chłopaka ma zespół Downa, to weszłabym do jego rodziny? Czy gdybym miała w perspektywie opiekę nad niepełnosprawnym intelektualnie facetem, zdecydowałabym się na to?
Myślę, że nie.
Przykro mi to stwierdzić, ale raczej starałabym się tego uniknąć. Nie jestem dobrym człowiekiem.
Dlatego właśnie mam dziś okropny dzień.
Czy ja będę w stanie lubić potencjalnych małżonków mojego zdrowego dziecka i nie widzieć w nich potencjalnych byłych narzeczonych? Czy jest możliwe w mojej sytuacji spokojne przyjmowanie potencjalnych członków rodziny bez lęku, że porzucą jedno z moich dzieci ze strachu przed drugim?
Staram się. Przygotowuję łódź, którą z Wyspy można odpłynąć. Hebluję z całych sił, a drzazg z dłoni już nawet nie wyciągam. Zbijam deski, wygładzam, impregnuję... Gdy zdrowe dziecko dorośnie odmaluję ją, zapakuję prowiant i odepchnę dziecko od brzegu. Odepchnę jak najdalej, wejdę do wody po szyję, by mieć pewność, że złapało mocny wiatr. Niech wraca na stały ląd. Niech wybiera.
Nie zapiszę mu Wyspy w spadku.
A co będzie dalej z Wyspiarzem? Muszę coś wymyślić. Moja w tym głowa...



piątek, 1 stycznia 2016

Jedna z mieszkanek naszego Archipelagu mówiła mi kiedyś, że nie interesują ją już zdrowe dzieci. Są nudne. Zwyczajne.
Mam tak samo.
Mogę pracować z cudzymi, zwykłymi dziećmi bez smutku, bo są zwykłe. Zwykłe dzieci mnie nie poruszają. Widzę je, rozumiem, służę, uśmiecham się do nich, rozmawiam z nimi, ale nie chwytają mnie za serce. Zupełnie inaczej jest, gdy zobaczę dziecko z zespołem Downa. Wtedy węgielek rozżarza się jak za gwałtownym dmuchnięciem. Rozpala się, oświetla, a po sercu i głowie rozchodzi się delikatne, rozchichotane ciepełko. Przyglądam się wtedy, podpatruję i jestem zaciekawiona.
Rozmawiałam ostatnio z pewną nauczycielką, która rezygnuje z pracy z dziećmi. Po śmierci dorosłego już syna, nie jest w stanie znieść tego, że cudze dzieci żyją, a jej dziecko nie. Od śmierci jej syna upłynął rok, może więcej. Znam to uczucie, bo też nie mogłam patrzeć na wózki pełne zdrowych maluchów. Trwało to trochę. Trwało to długo.
Teraz już jestem wolna. No, prawie.
Może kolejnym etapem będzie radość ze zdrowia cudzych dzieci?
Może...

środa, 30 grudnia 2015

Normalne życie.
Na Wyspie istnieje normalne życie.
Ziemniaki się gotują, wczoraj była impreza urodzinowa, sprząta się klocki... No dobra, to sprzątanie klocków przez dziecko nie wszędzie jest normalne...
Zespół Downa nie zniszczył mojej rodziny.
Zespół Downa dał mi dystans do dupereli.
Można by rzec - polecam.
Żarcik.
Ale świadome życie polecam.
Zanim traficie na własną Wyspę.

niedziela, 29 listopada 2015

Dziś na basenie spotkałam pewną dziewczynę.
Wyłowiłam ją z tłumu radarem, który ma wmontowany w oczy każdy rodzic osoby z zespołem Downa. Nie wiem, czy chodzi o proporcje ciała, sposób poruszania się, kształt głowy czy cokolwiek innego, ale zespołowca poznam zawsze. Także z daleka i gdy jest tyłem do mnie. Poznałam ją, ale większość osób na basenie na pewno nie wiedziała, że to osoba z trisomią. Kroczyła wyprostowana, w czarnym kostiumie kąpielowym, stawiając stopy wąsko na śliskich, mokrych kaflach, choć boso. Żadnej szerokiej podstawy. Podeszła do ratownika i poprosiła o kluczyk, chyba od sauny. Oddaliła się. Po kilku minutach wróciła, oddała z uśmiechem klucz ("Oddaję! Dziękuję!") i weszła do wody. Wyłoniłam wzrokiem jej mamę. Podobny profil i sekundowe kontrolne spojrzenia w kierunku córki. Córka lat dwadzieścia i kilka, zanurzyła się w wodzie, odbiła z wdziękiem od brzegu, przepłynęła kilka metrów strzałą pod wodą, po czym wynurzyła się i zaczęła płynąć krytą żabką, uwaga: bez okularków! Na koniec pierwszego basenu strzeliła nawrocik bez obrotu. Płynnie i swobodnie. Przepłynęła tak 10 długości, robiąc przerwy co 2. Potem śladem mamy, za którą podążała subtelnie, weszła do dżakuzzi. Nie wybrała dżakuzzi wspólnego z mamą. Weszła sobie do drugiego, w którym siedział tylko jeden pan. Pan był zaskoczony, ale opanowany (jeśli wiecie co mam na myśli). Posiedziała tam kilka minut, po czym w ślad za mamą udała się swoim pewnym krokiem, wyprostowana jak tancerka, do szatni, wyszukując pierwej różowy ręczniczek pośród wielu leżących na ławce.
Byłam i jestem pod wrażeniem.