Dziś na basenie spotkałam pewną dziewczynę.
Wyłowiłam ją z tłumu radarem, który ma wmontowany w oczy każdy rodzic osoby z zespołem Downa. Nie wiem, czy chodzi o proporcje ciała, sposób poruszania się, kształt głowy czy cokolwiek innego, ale zespołowca poznam zawsze. Także z daleka i gdy jest tyłem do mnie. Poznałam ją, ale większość osób na basenie na pewno nie wiedziała, że to osoba z trisomią. Kroczyła wyprostowana, w czarnym kostiumie kąpielowym, stawiając stopy wąsko na śliskich, mokrych kaflach, choć boso. Żadnej szerokiej podstawy. Podeszła do ratownika i poprosiła o kluczyk, chyba od sauny. Oddaliła się. Po kilku minutach wróciła, oddała z uśmiechem klucz ("Oddaję! Dziękuję!") i weszła do wody. Wyłoniłam wzrokiem jej mamę. Podobny profil i sekundowe kontrolne spojrzenia w kierunku córki. Córka lat dwadzieścia i kilka, zanurzyła się w wodzie, odbiła z wdziękiem od brzegu, przepłynęła kilka metrów strzałą pod wodą, po czym wynurzyła się i zaczęła płynąć krytą żabką, uwaga: bez okularków! Na koniec pierwszego basenu strzeliła nawrocik bez obrotu. Płynnie i swobodnie. Przepłynęła tak 10 długości, robiąc przerwy co 2. Potem śladem mamy, za którą podążała subtelnie, weszła do dżakuzzi. Nie wybrała dżakuzzi wspólnego z mamą. Weszła sobie do drugiego, w którym siedział tylko jeden pan. Pan był zaskoczony, ale opanowany (jeśli wiecie co mam na myśli). Posiedziała tam kilka minut, po czym w ślad za mamą udała się swoim pewnym krokiem, wyprostowana jak tancerka, do szatni, wyszukując pierwej różowy ręczniczek pośród wielu leżących na ławce.
Byłam i jestem pod wrażeniem.
To prawda z tym radarem. :) A takie obrazki-perełki z życia wzięte dodają skrzydeł.
OdpowiedzUsuń