Oglądałam kiedyś film. Dwoje głównych bohaterów było w podróży. Mężczyzna i kobieta. Nagle kobieta zniknęła. Zapadła się pod ziemię. Jakiś facet podszedł do niej, pod nieobecność jej towarzysza, potraktował chloroformem i zabrał. Bohater filmu wraca na miejsce, w którym się rozstali i nie odnajduje już dziewczyny. Zaczyna poszukiwania. Rozkleja jej zdjęcia, prosi o kontakt kogokolwiek, kto wie co się z nią stało. Pojawia się facet od chloroformu. Mówi, że wie. Mówi też, że nie powie, ale może pokazać, robiąc z facetem to samo, co zrobił z nią. Chłopak wreszcie nie wytrzymuje niepewności i zgadza się.
Facet usypia go chloroformem, ekran robi się ciemny. Nagle słychać czyjś oddech, w ciemności ktoś się rusza. Pstryk! I zapala się zapalniczka. Bohater leży w trumnie, zakopany żywcem. Już wie, co spotkało jego towarzyszkę.
Mam tak czasem. Za wszelką cenę chciałabym dowiedzieć się o co chodzi. Dlaczego spotykają nas nieszczęścia? Dlaczego jedne modlitwy są wysłuchiwane, a inne nie? Jak decyduje się o naszym losie? Ta ciekawość jest wielka. Ogromna. Czasem tak wielka, że nie mogę się doczekać śmierci. Czasem wręcz chciałabym ją przyspieszyć.
Powstrzymuje mnie świadomość, że mąż nie wie gdzie są książeczki zdrowia dzieci. No i ta trumna. Bo kto wie, gdzie się obudzę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz