Cztery lata z człowiekiem o innym genotypie.
Jest zupełnie inaczej niż myślałam, że będzie.
Myślałam: konieczna pomoc przy każdej czynności, na ścianach rozsmarowane kupy, pogarda w oczach ludzi, brak czasu dla pozostałych członków rodziny, załamanie.
Co mam?
Mam samodzielne dziecko, które samo je, myje zęby, rysuje, otwiera lodówkę, wsiada do auta, zdejmuje buty, namawia by go czegoś pouczyć.
Mam na ścianach kilka dzieł plastycznych oraz odciski łapek. Szczególnie dużo odcisków jest przy schodach. Bo samodzielnie po nich biega. Najchętniej zbiega rano. "Dokąd idziesz?" "Tam!" "Co będziesz robić?" "Jeść!". Dziś wziął sobie żelki z tranem. Opróżnił słoik do końca. A co do wspomnianych kup... Są jeszcze w pieluchach lub w nocniku. Przyznam, że mam już trochę dość kupowania pieluch. Daję nam czas do wakacji :)
Mam uśmiechy kasjerek, przechodniów, pielęgniarek, lekarzy, mam innych przedszkolaków. Mam radość z obserwowania jak tańczy za ręce z koleżanką w przedszkolu. I dodam, że to moje dziecko zostało poproszone do tańca.
Mam mało czasu, ale dlatego, że pracuję i zajmuję się Wyspiarzem i jego rodzeństwem. Na równi. Każde ma swoje zajęcia, na które trzeba je zawieźć. Każde ma swoje zadania do wykonania.
Mam czasem dość. To prawda. Dość ma też moja koleżanka z pracy, która ma dwójkę zdrowych dzieci. Każdy ma czasem dość.
A kiedy dzieciaki bawią się razem, to żałuję, że nie siedzisz obok Ty. Ty mamo, która czekasz na dziecko z zespołem Downa...
Cudne paluszki, do całowania :)
OdpowiedzUsuń