niedziela, 3 stycznia 2016

Uczciwie.
Czy gdybym wiedziała, że jedyny brat mojego chłopaka ma zespół Downa, to weszłabym do jego rodziny? Czy gdybym miała w perspektywie opiekę nad niepełnosprawnym intelektualnie facetem, zdecydowałabym się na to?
Myślę, że nie.
Przykro mi to stwierdzić, ale raczej starałabym się tego uniknąć. Nie jestem dobrym człowiekiem.
Dlatego właśnie mam dziś okropny dzień.
Czy ja będę w stanie lubić potencjalnych małżonków mojego zdrowego dziecka i nie widzieć w nich potencjalnych byłych narzeczonych? Czy jest możliwe w mojej sytuacji spokojne przyjmowanie potencjalnych członków rodziny bez lęku, że porzucą jedno z moich dzieci ze strachu przed drugim?
Staram się. Przygotowuję łódź, którą z Wyspy można odpłynąć. Hebluję z całych sił, a drzazg z dłoni już nawet nie wyciągam. Zbijam deski, wygładzam, impregnuję... Gdy zdrowe dziecko dorośnie odmaluję ją, zapakuję prowiant i odepchnę dziecko od brzegu. Odepchnę jak najdalej, wejdę do wody po szyję, by mieć pewność, że złapało mocny wiatr. Niech wraca na stały ląd. Niech wybiera.
Nie zapiszę mu Wyspy w spadku.
A co będzie dalej z Wyspiarzem? Muszę coś wymyślić. Moja w tym głowa...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz