Kompletnie nie pamiętam pierwszej Wielkanocy na Wyspie.
Zbliża się trzecia.
Wyspiarz biega, wspina się na krzesła, podejmuje próby samodzielnego wchodzenia po schodach. Przy poręczy.
Ja też stale przy poręczy. Tylko nie wiem czego się trzymam właściwie. Czuję, że nie o własnych siłach, ale nie widzę co ściskam.
Dzieci z zespołem Downa mają niedorozwinięty środek twarzoczaszki. Dlatego ten mały nos, opadnięte kąciki oczu i ust. Za mały jest stelaż na skórę. Czasem chwytam delikatnie skórę na czole Wyspiarza i podciągam do góry. Ma wtedy proste oczy. Jest wtedy bardzo podobny do mnie.
Kiedy śpimy, Bóg też może tak robi z naszymi twarzami. Delikatnie dotyka nam czół i wtedy robimy się normalniejsi. Bardziej do niego podobni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz