poniedziałek, 28 października 2013
Jest taki gen...
... który odpowiada za ilość neuroprzekaźników w mózgu. Można mieć ich więcej, można mieć ich mniej. Wtedy jest się bardziej lub mniej odpornym na szczęście. Kiedy się o tym dowiedziałam, trochę mi ulżyło. Nie musiałam czuć się winna, odpowiedzialna za tego robala, który od lat drąży mi dziurę w głowie. Pozytywne myślenie, pozytywna energia, pałer, moc i wykop - to mnie nie dotyczy. Ja mam mózg oporny na te odpustowe świecidełka. Łykam sobie zatem moją fluoxetynę i ustawiam poziom odporności na wszechobecną smajlowość. Miligramy przerabiam na milimetry uniesienia kącików ust. I jest ok. Jest poziom optymalny.
Spodziewałam się po mojej Wyspie czegoś gorszego. Domu bez klamek, krzyków, kup na ścianach, wycieńczenia i Końca.
Po raz kolejny przekonuję się o tym, że lepiej spodziewać się najgorszego. Moja Wyspa ma jednak kilka plusów.
Kiedy opłaczesz czyjąś śmierć, a on wróci, to jesteś szczęśliwy, nawet gdy wrócił bez nogi, bez rozumu, bez pamięci. Na mojej Wyspie rosną jagody. Maleńkie. Ale rosną.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz