poniedziałek, 17 marca 2014

Idealny lek antydepresyjny, byłby jak środek impregnujący. Użyłoby się raz i byłoby się dla depreski nie do ruszenia. Niestety, przemysł farmakologiczny nie jest zainteresowany radykalnymi rozwiązaniami, które zmniejszyłyby ilość sprzedawanych tabletek.
Schodzą ze mnie leki. Spadają ze mnie, jak różowe okulary z nosa, gdy wyrżnie się na beton. Jadę sobie autem i nagle ryczę. Niespodzianka.
I znowu bolą mnie dzieci. Najbardziej bolą te w wieku Wyspiarza. To jak ból fantomowy. Boli coś, czego już nie masz i mieć nie będziesz.

I znowu Wyspa odsunęła się od lądu. Znowu jestem dalej od szeroko pojętej normy.

Doskonałe leki antydepresyjne byłyby jak mosty nie do zburzenia. Raz postawione, pozostawałyby na zawsze.

Stoję i gapię się na tonące powoli resztki mojego mostu.
Bul bul bul...
Ból.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz