niedziela, 29 grudnia 2013
Dawanie rad jest jak nałóg. Zaczyna się od jednej, dwóch, a potem wpadasz w ciąg. Niektórzy są predysponowani do tego bardziej, inni wcale. Wraz z wydarzeniami, rośnie pragnienie radzenia innym. Bo już tyle przeżyliśmy, bo już tak wiele doświadczyliśmy... A potem zdarza się więcej, niż możemy pomieścić i przestaje się chcieć doradzać. Im bardziej życie nas zaskakuje, im bardziej siebie rozczarowaliśmy, tym bliżej jesteśmy doradzania kontrolowanego. Nadchodzi wtedy moment, gdy możemy radą służyć, zamiast pluć nią dookoła, chociaż nikt nie prosi.
Dziś rano, po przebudzeniu, moje dziecko pięknie wołało tatę. "Tata!" trzy razy. Znane sylaby, znany głos, słowo też już dawno wymawiane, ale zabrzmiało to jakoś inaczej. Zabrzmiało pięknie i zwyczajnie. Zastanawiam się czasem, jak moje dziecko będzie wyglądać w niebie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz